Moja droga do uzależnienia

Odkąd sięgam pamięcią to alkohol towarzyszył mi przez całe moje życie. Pamiętam już jako dziecko, kiedy to odbywały się przyjęcia i uroczystości organizowane przez moich rodziców i rodzinę zakrapiane obficie alkoholem.

Dorastając alkohol towarzyszył mi w szkole i poza nią. Pijąc go czułem się osobą dowartościowaną, odważną i wesołą. Imponowało mi, że jestem chwalony i podziwiany przez kolegów. Ile to ja mogę wypić, jak wspaniale zabawiam towarzystwo.

Po zakończeniu edukacji rozpocząłem pracę i wchodziłem w dorosłe życie. Pracowałem w otoczeniu ludzi starszych ode mnie, gdzie od zaraz na mojej drodze stanął alkohol. Pito go przy każdej okazji a na okazję nie trzeba było czekać, bo one rodziły się jak na kamieniu, każdy pretekst był dobry by się napić. Imponowało mi bardzo uczestnictwo w tych libacjach, gdyż piłem z ludźmi starszymi ode mnie, doświadczonymi i na pozór, jak mi się wydawało, mądrzejszymi.

Czułem się dorosły i dowartościowany. Sprawiało mi to przyjemność i dobre samopoczucie. I tak już cały czas alkohol towarzyszył mi z różnym skutkiem. Coraz bardziej lubiłem się upijać, imponować i popisywać się ile ja to mogę wypić, jaką ja mam silną głowę.

Nadszedł czas, kiedy wszedłem w dorosłe życie, ożeniłem się i założyłem rodzinę. Dochody moje, które zarabiałem ażeby utrzymać rodzinę nie były za duże, lecz nie przeszkadzało mi to w piciu alkoholu uszczuplając budżet rodzinny.

Byłem człowiekiem nieodpowiedzialnym i przy każdej wypłacie oddawałem długi alkoholowe, nie zważając na wymówki żony i prośby dziecka, które prosiło o zabawkę.

Byłem w głębi duszy przekonany, że to jest normalne, że tracę pieniądze i oddaję długi alkoholowe, bo tak robią inni. Byłem głuchy na wymówki żony i prośby dziecka.

Po osiągnięciu w moim mniemaniu wszystkiego, jak mieszkanie i awansu zawodowego, postanowiłem coraz częściej się wynagradzać.

Wynagradzałem się w ten sposób, że zaniedbywałem coraz częściej rodzinę uciekając z nawarstwiających się kłopotów domowych i coraz częściej chciałem te kłopoty załatwić poprzez picie alkoholu.

Było to pozorne i złudne, bo gdy wytrzeźwiałem to problem i kłopoty zostawały nie tylko nierozwiązane, lecz przeciwnie jeszcze się nawarstwiały. Bojąc się tego na nowo piłem tłumacząc sobie, że mam kłopoty i muszę się napić. Poznawałem coraz częściej nowych ludzi. Dobierałem sobie nowych kolegów o podobnym upodobaniu alkoholowym.

Byłem duszą towarzystwa, byłem podziwiany, jak mi się na ówczesne czasy wydawało szanowany. Piłem coraz więcej i więcej zatracając szacunek do żony i dzieci. Coraz bardziej nudziła i denerwowała mnie ich obecność, przebywanie z nimi. Coraz częściej nie miałem dla nich czasu, bo dla mnie alkohol była na pierwszym miejscu. Z nim czułem się bezpiecznie. On był moim przyjacielem. W domu coraz częściej były moje kłótnie, nieporozumienia, agresja, ubliżanie i dochodziło do rękoczynów.

Gdy od czasu do czasu był pozorny, w moim mniemaniu, spokój w domu żona upominała mnie i wypominała moje uzależnienie od alkoholu, lecz ja to bagatelizowałem i wyśmiewałem ją twierdząc, że mnie to nie dotyczy, że to ona jest chora.

Uczestnicząc w libacjach, przyjęciach lub zabawach wraz z żoną chciałem jej udowodnić za wszelką cenę, że ja potrafię się bawić, śmiać się i zabawiać towarzystwo nie upijając się i że ze mną nie jest tak źle. Starałem się jej zaimponować, że nie jestem uzależniony od alkoholu. Było to złudne i fałszywe. Po przyjściu do domu od razu chciałem się wynagrodzić. Sięgałem po ukryty alkohol i upijałem się do nieprzytomności.

W coraz częstszych kłótniach i nieporozumieniach w domu coraz częściej słyszałem od żony, że mnie zostawi opuści dom o ile coś nie będę ze sobą robił, żeby przestać pić. Perswazje te nie docierały do mnie. Potrafiłem udowodnić żonie i sobie, że nie jestem alkoholikiem, lecz smakoszem alkoholu. Idąc w tzw. zaparte potrafiłem nie pić miesiąc, dwa a nawet trzy chwaląc i podziwiając się, jaki to ze mnie alkoholik, bo jak chcę to nie muszę pić.

Było to jednak złudne i fałszywe. Po takim dłuższym niepiciu, kiedy to narobiłem sobie dużej ilości pozytywnych punktów, kiedy to, jak mi się wydawało, żona zwątpiła w moje uzależnienie i kiedy ją uśpiłem chciałem się wynagrodzić i sięgałem po alkohol. Nadrobiłem stracone trzy miesiące z nawiązka. Piłem i piłem coraz więcej i więcej. Powtarzało się to cyklicznie.

Organizm coraz częściej domagał się alkoholu i nie umiałem bez niego żyć. Stawał się on nieodłącznym towarzyszem mojego życia. Zacząłem tracić wartościowych kolegów, tracić rodzinę, tracić swoją godność człowieka.

Stałem się bardzo złym człowiekiem, znęcałem się nad rodziną a szczególnie nad żoną i dziećmi. Prowadziłem podwójne życie. W pracy, wśród kolegów byłem lubiany i pozornie szanowany. Byłem człowiekiem do bitki i do wypitki. To pierwsze mój życie, a drugie życie to byłem byłem bardzo złym człowiekiem, obłudnym i fałszywym. Piłem alkohol coraz częściej i zacząłem tracić wszystko, pracę, kolegów a przede wszystkim rodzinę. Alkohol zaczął mi bardzo przeszkadzać. Zacząłem sobie w przebłyskach zdawać sprawę, że jest on sprawcą wszystkiego zła w moim życiu.

Zacząłem odwracać się od Boga, od żony, od dzieci, koledzy i przełożeni przestali się ze mną liczyć. Stawałem się człowiekiem nieodpowiedzialnym i nieobowiązkowym, zatracałem swoją godność człowieka, ojca i męża.

Nastąpił taki okres, że moim największym autorytetem i przyjacielem stał się alkohol, bez którego mój świat i moje najbliższe otoczenie stało się miernotą. Zatraciłem wszystkie uczucia, zapomniałem co znaczy słowo przepraszam, dziękuję. Zapomniałem co to znaczy kocham, co to jest tolerancja, pokora, godność człowieka. Gdy zatraciłem już wszystko i osiągnąłem w moim przypadku dno rodzina mnie zostawiła i gdy zostałem sam ze swoim autorytetem tzn. alkoholem nastąpiła we mnie jeszcze iskierka logicznego rozumowania, że należy coś z tym zrobić, że dalej nie da się tak żyć, że osiągam swoje dno.

Niejednokrotnie chciałem to przerwać i przestać pić, lecz to było silniejsze ode mnie i nie wiedziałem jak to zrobić, żeby przestać pić. Z drżącymi rękami, lękiem i z wycieńczonym organizmem postanowiłem któryś raz z rzędu zwrócić się do najbliższych mi: do żony i do dzieci, ażeby mi ostatni raz podali rękę, pomogli wyjść z tego obrzydliwego nałogu i zacząć żyć inaczej, a inaczej to bez alkoholu.

Żona powiedziała żebym poszedł do Klubu Abstynenta, który znajduje się przy naszej Parafii. Pójście do Klubu nie było łatwe, szedłem z wielkim oporem, bez przekonania, ze wstydem i z wielką pogardą dla samego siebie. W moim umyśle było jedno, nie chciałem pić i ten kierunek mógł być dla mnie zbawienny.

Po drodze do Klubu zadawałem sobie pytania:

co to są za ludzie i jak wyglądają ?
jak tam jest ?
co oni będą ode mnie chcieli i o co będą pytali ?
jak oni mogą mi pomóc i wiele innych znaków zapytania towarzyszyło mi w drodze do Klubu ?
Po przyjściu do Klubu moje obawy i znaki zapytania zostały natychmiast rozwiane. Przyjęty zostałem z wielką serdecznością i życzliwością. Spotkałem tu ludzi, którzy przyjęli mnie z otwartymi ramionami, ludzi, którzy mają ten sam problem co ja tzn. uzależnienie od alkoholu i w tym momencie zdałem sobie sprawę, że jestem wśród swoich i uwierzyłem, że tu tylko mogę uzyskać pomoc.

Do Klubu chodzi ze mną również moja żona, sprawczyni mojej trzeźwości. Z biegiem czasu uczęszczania do Klubu życie moje staje się zupełnie inne, ciekawsze i radosne.

W Klubie uczę się na nowo żyć. Uczę się na nowo tego, co straciłem przez alkohol, tzn. miłości, tolerancji, pokory i szacunku do ludzi. Wiem z całą pewnością i głębokim przekonaniem, że na dzień dzisiejszy moja rodzina jest szczęśliwa i kochająca się. Za lata mojego picia, złego zachowania, przemocy i chamstwa w stosunku do mojej żony i dzieci postanowiłem ich przeprosić i nie oczekuję przebaczenia i niczego w zamian.

Ja dziś potrafię powiedzieć żonie patrząc jej prosto w oczy „kocham Cię, dziękuję, proszę”
Ja dzisiaj potrafię powiedzieć swojemu dziecku przepraszam,
Ja dzisiaj staram się być człowiekiem odpowiedzialnym, obowiązkowym, prawdomównym, pragnę być dobrym mężem i ojcem, na którego można w każdej chwili liczyć,
Ja dzisiaj jestem człowiekiem radosnym, spostrzegam piękno przyrody, śpiew ptaków. Zauważam, że moja żona jest dzisiaj ładnie uczesana i ma nową bluzeczkę,
Ja dzisiaj spostrzegam jak moje dziecko ma jakiś problem i jakie ma stopnie w szkole. Potrafię to dziecko dzisiaj przytulić.
Ja wiem, że przez moją abstynencję odnalazłem wiarę w Boga, gdzie poprzez codzienną modlitwę mogę podziękować Mu za to, że jestem tym, kim jestem,
Ja dzisiaj wiem, że to życie, które obecnie mam nie zamieniłbym już nigdy na życie szare, brudne i nikczemne.

Brak możliwości komentowania