Chocianów, kwiecień 2020 r.
MOJE TRZECIE ŻYCIE
Pomyślicie, że albo oszalałem, albo znalazłem się w sferze wirtualnych gier komputerowych, w których można mieć wiele żyć.
Otóż nie, opiszę pokrótce moje życie i, powiedzmy, jego kolejne fazy.
Moje pierwsze życie trwało prawie 50 lat – od urodzenia tj. 1.04.1962 r. do 18.02.2012 r. Z alkoholem byłem za pan brat. To on kształtował mój byt i moje istnienie. Był moim przyjacielem, który obiecywał pomoc, a jednak z dnia na dzień ta pomoc się oddalała. Był lekarstwem na nieśmiałość, na zmęczenie, samotność, poczucie krzywdy. Bardzo długo i ciężko harowałem, żeby się uzależnić. Alkohol oszukał mnie, zdradził, uzależnił i wprowadził w pułapkę śmiertelnej choroby, która zniszczyła moje życie fizyczne, psychiczne, emocjonalne, duchowe i społeczne. W dniu, o którym wspomniałem – 18.02.2012 r. – miałem z Anią ciężki wypadek samochodowy. Uderzył w nas tir z boku – od mojej strony. Na szczęście się od niego odbiliśmy. Nieprzytomny znalazłem się w szpitalu MCZ w Lubinie z licznymi obrażeniami. Ania miała lżejsze obrażenia. Po dziesięciu dniach znalazłem się w domu i jeszcze przez długi czas dochodziłem do zdrowia w zaciszu domowym. Znajomi, w tym mój przyjaciel ksiądz Stanisław powiedzieli mi, że Bóg dał mi drugie życie, gdyż mam jeszcze wiele do zrobienia i moja misja na tym świecie nie jest skończona, ma jeszcze trwać. Przyjąłem to na klatę i próbowałem zmieniać swoje życie. Przez dłuższy czas nie sięgałem po kieliszek, ponieważ brałem silne leki i wtedy też pojawiły się pierwsze, pozytywne symptomy abstynencji, czułem, że jestem szczęśliwym mężem, ojcem, pracodawcą. Jednak po niespełna czterech miesiącach moje uzależnienie jak bumerang powróciło do mnie. Z coraz większą intensywnością chciałem chyba nadrobić zaległości w piciu. Odezwała się choroba z pijanym myśleniem, ze wszystkimi cechami i objawami. Choroba przewrotna, złożona, społeczna, wieloprzyczynowa i, jak się później dowiedziałem, nieuleczalna. W tym czasie podjąłem ważną życiową decyzję. Postanowiłem przejść na emeryturę. Argumenty za przeważyły i stałem się „wolnym” w sensie pracy zawodowej człowiekiem. Uwolniłem się od obowiązków i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, zarówno w sferze pracy, jak i w życiu rodzinnym. Alkohol stał się już codziennością. O ile do tej pory przeważnie piłem w cudzym towarzystwie, to teraz zacząłem pić we własnym towarzystwie, i to mi odpowiadało. Zaniedbałem swoje zaangażowanie w życie rodzinne, społeczne. Unikałem wszystkiego, co było z tym związane. Nazywając to po imieniu upodlałem się, a moje postępowanie mało miało wspólnego z człowieczeństwem. Schudłem, bo przestałem jeść. Najważniejszy był alkohol i każda cząstka mojego ciała wołała o ten specyfik. Mój organizm stawał się coraz bardziej wycieńczony i osłabiony, źle się czułem, zwracałem żółcią. Nocne omamy, chęci popełnienia samobójstwa (tylko chęci, gdyż byłem zwykłym tchórzem) zaczęły mi coraz częściej towarzyszyć. Brnąłem coraz dalej i głębiej w otchłań mroku, ponurego i bezsensownego życia. Prośby Ani, dzieci, rodziny o zaprzestanie picia, o podjęcie leczenia nie przynosiły żadnych wymiernych skutków. Ania dużo czytała o chorobie i podrzucała mi różne materiały. Ja nie przyjmowałem tego do siebie i nie akceptowałem, że to już nie okazjonalne popijanie, lecz zaawansowany alkoholizm, który nie leczony zaprowadzi mnie do śmierci. Pewna część mojego człowieczeństwa podpowiadała mi – co dalej? Co z moimi planami? marzeniami? Co z życiem rodzinnym? Przecież mam kochaną żonę i trójkę wspaniałych dzieci. Kiepski stan mojego zdrowia fizycznego i psychicznego, usilne starania Ani, moje przemyślenia wpłynęły na to, że zdecydowałem się na krok ku lepszej przyszłości. Wtedy tego tak bym zapewne nie nazwał.
Moje trzecie życie narodziło się w dniu 19.02.2014 r. z chwilą wymuszonego przez Anię zejścia po schodach do Klubu Abstynenta ARKA w Lubinie przy ul. Orlej 32. Od nowa zacząłem uczyć się życia. Oczywiście raczkowanie, pierwsze kroki, do dnia dzisiejszego, kiedy zaczynam już stawiać prawie pewne, samodzielne kroki. To jest dla mnie prawdziwe życie. Odzyskałem wolność, radość życia, jestem odpowiedzialnym, uczciwym, potrzebnym innym człowiekiem. Dzięki swojej słabości, jaką niewątpliwie jest uzależnienie, dokonuję w swoim życiu wielu zmian, które wpływają na moje trzeźwienie, na poprawę jego jakości, rozwój, radość, szczęście i miłość, której doświadczam i którą obdarzam najbliższych – Anię, moje wspaniałe dzieci: Olę, Maćka i Adama i innych ludzi. Praca nad sobą ma wymierny sens, ponieważ przynosi poprawę jakości życia, co dopiero zaczynam odczuwać. Przeżywam naprawdę dojrzałe, harmonijne więzi międzyludzkie. Odzyskuję właściwą hierarchię wartości, dojrzałości i sensu życia. Staję się nowym, szlachetniejszym człowiekiem. Obudziła się we mnie ciekawość poznawania świata, fauny, flory, zabytków, ciekawych miejsc. Wiele mądrości życiowych czerpię z wiary. O ile wcześniej była to wiara dla czyjegoś oka, o tyle teraz jest ona głęboka i szczera. Jest dla mnie bardzo ważna, inspiruje mnie i jest motorem do wszelkich moich zmian. Wybrałem błogosławieństwo, a nie przekleństwo, życie, a nie śmierć, świętość, a nie podłość, radość, a nie agonię w rozpaczy. Moja aktywność w planowaniu i działaniu opiera się na rozsądku. Inicjatywy, które teraz podejmuję, służą dobru najbliższych, znajomych, przyjaciół. Nauczyłem się cierpliwości. Pracuję nad uczuciami i emocjami. Pokochałem Boga, ludzi i siebie samego. Mam poczucie własnej wartości. Relacje z bliskimi i innymi ludźmi stają się łatwiejsze i prostsze. Jestem otwarty i potrafię normalnie i szczerze rozmawiać.
Nie zawsze jednak czuję się dobrze i rewelacyjnie. Miewam też dni słabsze, gdy jestem rozdrażniony, przygnębiony, nadpobudliwy i nic mi się nie chce. Mam już wypracowanych sporo narzędzi, dzięki którym poprawiam sobie te stany. Szereg regulatorów znalezionych i wypracowanych przeze mnie bardzo pomagają mi w lepszym funkcjonowaniu i w trzeźwym życiu.
Chcę, aby moje życie opierało się na kilku dewizach, które są ważne i nieodzowne w procesie zdrowienia, a mianowicie:
- Nie mogę zapomnieć, z jaką borykam się chorobą.
- Mam przestrzegać programów HALT i 24 godz.
- Nic nie muszę, a chcę.
- Dbam o właściwą hierarchię moich wartości.
- Wyzbywam się uprzedzeń.
- Życie nie jest teatrem, w którym nagrodą są oklaski publiczności.
- Dążenie do celu planowo i sukcesywnie.
- Życie pełne oddania, otwarte na potrzeby innych, przeżywane uczciwie i odpowiedzialnie.
- Mam nie patrzeć na innych z góry, nie osądzać.
- Terapia pod każdą postacią jest lekarstwem na moją chorobę.
- Chcę przyjmować tabletki, które zapisane są w moim Indywidualnym Programie Leczenia.
I nad tym mam w tym moim trzecim życiu pracować.
Mam sześć i pół roku, uczę się żyć.
Wiktor alkoholik