Trzeźwienie w grupie jest o wiele łatwiejsze, człowiek nie jest zdany tylko na siebie, na własne myślenie. Zawsze może powiedzieć o swoich wahaniach i wątpliwościach.
Każdy przekonuje się, że nie jest sam: nie ja jeden jestem dotknięty chorobą, nie ja jeden przyszedłem się leczyć, nie tylko ja jestem alkoholikiem.
W grupie łatwiej się utożsamić z chorobą:
ludzie są tacy różni, a nie ma znaczenia wykształcenie, pochodzenie, środowisko – choroba jest ta sama. Jasno widać, że alkoholik to nie ten z czerwonym nosem, co śpi na ławce i pije „wszystko jedno co, byle sponiewierało”.
Nie da się zamanipulować grupą jak pojedynczym człowiekiem – trudniej kłamać, udawać, oszukiwać, umniejszać skutki picia. Czasem dochodzi do ostrych, ale bardzo potrzebnych konfrontacji. Wtedy można usłyszeć: „Przestań się oszukiwać, posłuchaj innych”.
Zawsze się znajdzie ktoś, kto ma podobne do mnie cechy i sytuację i głośno to nazwie albo przynajmniej zapyta, poda w wątpliwość, czy to aby tak, poprosi o konkrety. Również opowie, jak to było u niego. Łatwiej to, co mam w sobie, najpierw zobaczyć i zaakceptować u innych, a przez to i u siebie.
Zawsze ktoś w grupie wie więcej i łatwiej przyjmie się się coś od alkoholika, który jest parę dni do przodu. Jest to kilkanaście osób, od których jednocześnie dostaje się ciepłe i życzliwe przyjęcie, informację, że im na mnie zależy.
Grupa daje niesamowitą siłę, wsparcie i motywację do trzeźwienia, jakie trudno znaleźć gdzie indziej. Są ludzie, którzy oceniają i doceniają moje postępy: mam z kim podzielić się radością z kolejnego dnia nie picia, pochwalić się, że coś mi się udało albo coś ważnego dostrzegłem.
Grupa to moje zaplecze i gwarancja bezpieczeństwa, że nie będę pił. Bardzo mocno czuję, że należę do tej grupy, że to moi przyjaciele. Oni są dla mnie ważni i ja dla nich. Mam kogo naśladować, uczę się, jak postępować, co zrobić w danej sytuacji, jak sobie radzić.
Wielokrotnie możemy słyszeć, jak ludzie opowiadają, ze przestali pić sami. Jednak człowiek, który to mówi, jest zwykle nieszczęśliwym alkoholikiem, w głębi serca niezadowolonym z siebie, nie mającym pojęcia, jak dzielić swe uczucia z innymi.
Może przestali pić, ale choroba czai się w cieniu, gotowa ich znowu zaatakować. Pamiętajmy, że choroba alkoholowa, choć kontrolowana w okresie leczenia, może alkoholika zaatakować w parę minut. Dzieli go bowiem tylko jeden kieliszek od ponownego ataku. I co z tego, że radzi sobie sam, jeśli nie jest szczęśliwy?
Grupy Abstynenckie to najlepsi na świecie przyjaciele. Oni są po to, żeby dzielić z Tobą Twoje uczucia, Twoje problemy, Twoje przeznaczenie. Alkoholik, który próbuje się wyleczyć, a nie przyjmuje ciepłego uścisku ludzkiego, rezygnuje ze współczucia i prawdziwego zainteresowania, o wiele bardziej cierpi z powodu wewnętrznego poczucia winy niż z powodu wszystkiego, czym obdarzył go alkoholizm.
Klubowicze nie tylko pomagają w odzyskaniu zdrowia, ale przywracają alkoholikowi poczucie własnej wartości, podtrzymują w nim wiarę w siebie i wyostrzają umysł. Dają wszystko i w zamian nie żądają niczego z wyjątkiem trzeźwości.