Beato
Wyobraź sobie (zamknij oczy) mały, zadymiony od tanich papierosów pokój w prowincjonalnym Chojnowie. W tym pokoju, z moimi kolegami, przy dźwiękach gitary powstała piosenka, którą przez trzydzieści lat z okładem trzymałem w zanadrzu. Dzisiaj wiem, że ten prosty utwór mogę zadedykować Tobie. Długa i kręta była moja droga, bym mógł być pewien swojej decyzji.
Tegoroczny kwiecień jest moim szesnastym trzeźwym kwietniem. Szesnaście lat temu runął mój świat – myślałem, że czeka mnie nuda, a życie bez alkoholu będzie bez treści i nie do zniesienia. Liczyłem się tylko ja – drobny pijaczek, zapatrzony w swoją butelkę, a później nieskazitelny kryształek głoszący, że jestem lepszy, bo już nie piję, i wciąż tylko ja i ja!!! Miałem wrażenie, że już niedługo będę „błogosławiony” na mojej drodze do trzeźwości. Och, jak bardzo późno zauważyłem Ciebie. Najpierw byłaś moją koleżanką z klasy biologiczno-chemicznej, koleżanką, której się mogłem wygadać, zapalić w naszym „młynie”, a nawet poimprezować. Nasze drogi się rozeszły, ale gdy po wypadku w kopalni przyszłaś mnie odwiedzić (pamiętam biały fartuszek i czepek z czarnym paskiem), coś we mnie drgnęło.
Ta chwila mi dużo ułatwiła, bo była szczera i prawdziwa. To spotkanie przerodziło się w małżeństwo i czar prysł. Bardzo szybko przeistoczyłaś się w walczącą babę – niezłomną Meridę Waleczną – a dla mnie wredną sukę, która nie pozwalała mi pić – koszmar! Będąc chwiejnym członkiem klubu abstynenta Arka niby słuchałem, a wszystko obracałem w żart (często głupi i pusty), szybko zyskałem miano klauna i błazna. Po długim czasie zacząłem słuchać i analizować siebie i swoje życie, i zaskoczyło, już się nie porównywałem, nie byłem lepszy.
Wiesz, pamiętam wakacyjny dzień w Tatrach, ja wszedłem pierwszy, siedziałem na skałce, niby znudzony czekaniem – przyszłaś spocona, zasapana po dłuższej chwili i odkryłem w Tobie kobietę mego życia. I od tego dnia Ciebie widzę. Jest wiele rzeczy, za które Cię kocham: za sałatkę, którą postawiłaś przede mną, za jazdę na rowerze, za chwile w Wieleniu, za udany seks, za kajak, za dom, który wreszcie razem tworzymy, za walkę z ludźmi, którzy palą śmieci, za poranny głos – „hej, kolego z klasy, wstawaj”, za wsparcie w mojej walce z nałogiem, za słowa – „razem przez to przebrniemy” i wiele, wiele innych rzeczy. Lubię wracać do domu, w którym jesteś, a kiedy Cię nie ma – tęsknię. To dzięki Tobie jestem w tym miejscu, chodzi mi o usadowienie w życiu, Ty wiesz, o co mi chodzi. Dzięki Tobie odzyskałem swój kręgosłup, swą godność i honor. I tak jak Ty dla mnie byłaś przyczynkiem do zmian i wsparciem, tak obiecuję, że zrobię wszystko, by być dla Ciebie opoką i partnerem. Wierzę, że zestarzejemy się razem.
Kończąc przytoczę pierwsze słowa tej piosenki:
„Składałem Ciebie z powietrza i wody
Chciałem Cię z myśli uskładać
Przyszłaś prawdziwa mówiłaś jestem
I byłaś godzinę jedną
A ja godzinę jak życie piłem na radość i wierność
Dziwi się szklanka z kawą i waza
Dziwi się okno i półka z książkami
Tylko papieros w popielniczce zasnął
Zniecierpliwiony moimi myślami
Przyszłaś prawdziwa mówiłaś jestem…”
Maciej